"Nie mam żadnych szczególnych uzdolnień. Cechuje mnie tylko niepohamowana ciekawość. " Albert Einstein









wtorek, 30 października 2012

Owieczek :)

Witajcie,

wczoraj z synkiem uszyliśmy owieczkę. W pierwszym pomyśle miala to być dziewczynka, potem nastąpiła zmiana i dokończony został chłopiec. Nie jest to baranek - Kubuś zaprotestował - jest to owieczka płci męskiej, więc... owieczek? :)
Pomysł na owieczkę pojawił się z okazji akcji Kasi z bloga uszyty świat. Chciałam uszyć ją dla dzieci z hospicjum Cordis. Nie miałam żadnego wykroju, więc Kubuś został "przytulaczem testowym". Doszedł do wniosku, że inne dzieci też będą cieszyć się z takiej owieczki, więc będę szyć dla dzieciaków podobną - muszę wprowadzić tylko kilka poprawek...

Poniżej prototyp :)







Miłego dnia
Anka

walka...

Witajcie,
pozaglądałam na Wasze blogi, a tam biało... Prawie wszędzie... Żeby nie odstawać od "średniej krajowej" :) postanowiłam podzielić się z Wami naszym pierwszym śniegiem i walką, która odbyła się na balkonie...




Zdjęcia pokazują oczywiście walkę jaką toczyło ciepłe lato ze śnieżną zimą... Surfinie, których dotąd nie wyrzuciłam miały się do soboty doskonale. Jako jedyne jednoroczne roślinki na balkonie wytrzymały w rewelacyjnej formie tak długo. Pod śniegiem też wyglądały przepięknie i dopiero po ostatniej nocy z mrozem -8 st.C. dały za wygraną... W śniegu wyglądały troszkę jakby były kandyzowane, cudne...

Troszkę żal pięknej, ciepłej jesieni, ale zima też przecież ma swój niezaprzeczalny urok...



Trzymajcie się ciepluto, pozdrawiam
Ank

czwartek, 25 października 2012

ramki

Witajcie,
wczoraj pisałam o tym, że "odświeżyłam" swój decoupage i że mi się spodobało. Dziś chcę Wam pokazać efekt prac naszej domowej manufaktury...

Na początek mój Dzielny Pomocnik w akcji :)



A oto ramki:




Oczywiście z akcentami soczystej zieleni :)

Pozdrawiam Was serdecznie, dobrej nocki
Anka

środa, 24 października 2012

odnalezione :)

Witajcie,
robiłam porządki w folderze ze zdjęciami i odnalazłam dwa z prezentem dla kubusiowej cioci. Napis na poduszce wymyślił mój synek, nie wiem czy gdzieś usłyszał podobne zdanie, czy rośnie nam poeta...? Przyszłość pokaże :)




Ciocia jest zbieraczką aniołów, więc otrzymała od nas anieliczkę :)




Miłego wieczorku
Anka

cukiernica i podkładki

Witam,
chciałabym pokazać Wam komplet cukierniczkę i podkładki pod kubki. Wykonałam je, aby przyciągnąć lato i dlatego, że pasowały kolorystycznie odbiorczyni :)

Jestem z nich zadowolona, bo zrobiłam je po długiej przerwie nie robienia niczego z decoupagu... Jednak tego się nie zapomina :)






Tak mi się spodobało dekupażowanie, że postanowiłam przerobić ramki na zdjęcia - jak je skończę, zamieszczę ich podobizny :)

Pozdrawiam Was serdecznie - miłego dnia :)
Anka

poniedziałek, 22 października 2012

żeby szewc miał buty:)

Dobry wieczór,

chociaż jest jeszcze październik, ja już zaczynam myśleć o Bożym Narodzeniu... Zaczynam wymyślać ozdoby do domu, zastanawiać się co nowego pojawi się, co zmienię zupełnie, a co tylko pod względem kolorystyki.
Zaczynam wcześnie, ale chyba nie za wcześnie... Przed Wielkanocą wydawało mi się, że jeszcze mam mnóstwo czasu na to, aby zrobić ozdobne jajka. Po zrobieniu paru okazało się, że kilka osób chciało mieć taki jajka w domu, więc zaczęłam je robić dla nich, w kolorystyce przez nich wybranej. Poniżej taka maleńka próbka tego co zrobiłam:


Brakuje tutaj jeszcze jajek w kolorze zieleni, jasnej żółci i zaskakującego połączenia różu z czerwienią. Zęby mi zgrzytały, gdy usłyszałam, że takie ma być jajko, ale ku mojemu zdziwieniu okazało się jednym z ładniejszych :) Żałuję, że nie wszystkim jajom robiłam zdjęcia...
Zrobiłam tych jajek sporo, były w trzech wielkościach. Ostatnie zapotrzebowania realizowałam tuż przed Świętami i niestety nasz dom nie miał ani jednego jajka wykonanego przeze mnie... Byliśmy przysłowiowymi szewcami...

Teraz tej sytuacji chcę zapobiec i gdy znajdę odrobinkę "zbędnego" czasu, biorę się za bombki.
Wszystkie te twory są wykonane wg prawideł starej techniki ozdabiania sięgającej XVIIIw. Pochodzi ona z Japonii i nazywa się kimekomi. Cuda wykonane w tej technice znalazłam przypadkiem na stronie: Ornament Designs. Filmy, na których autorka strony uczy jak wykonać takie bombki/jajka są na youtube i oczywiście na jej stronie.
Wykonanie takiej bombki jest dosyć pracochłonne (na jajko turkusowo-żółte - lewy, dolny róg - zużyłam ok 700 cekinów i szpilek...), ale daje mnóstwo radości :) Najwięcej czasu zajmuje przygotowanie bombki - rozliczenie kształtów, które się będzie wykonywać i nacięcie styropianu, później idzie jak "z płatka" :) No... chyba, że chce się wbić dużo szpilek, wtedy idzie troszkę bardziej jak "z dużego płata" :))

Narazie wykonałam trzy bomki i chcę się nimi pochwalić - są w kolorze, który najbardziej kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem:









Teraz w planach jest zmieszanie czerwieni z zielenią, a później... kto to wie :)

Dobrej nocki
Anka

sobota, 20 października 2012

zdekupażowany ogródek ziołowy :)

Dobry wieczór,

niestety nie mam jeszcze swojego upragnionego ogródka, ale próbuję ten brak jakoś sobie wynagrodzić. Na balkonie w tym roku, choć nie jest zbyt wielki, rosły nam i owocowały truskawki, poziomki i pomidory. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat spróbowałam jak smakują prawdziwe pomidory. Ich aromat przypomniał mi cudowne chwile z dzieciństwa, które w dużej części spędziłam u dziadków, na wsi. Po tych wszystkich pachnących owocach pozostały już tylko wspomnienia, ale w dalszym ciagu lato na balkonie jest utrzymywane przez zioła. Rosną jak szalone i zaspokajają nie tylko nasze, ale i sąsiedzkie potrzeby :) I chociaż jesień jest cudownie ciepła, postanowiłam pomyśleć już o zimie. Wymierzyłam skrzynkę, w której w tym roku rosły zioła i okazało się, że nawet gdybym się uparła, to i tak nie zmieszczę jej na kuchennym parapecie. Myślałam, myślałam i wymyśliłam... Decoupage... Znalazłam kilka starych ceramicznych doniczek i wzięliśmy się z synkiem za przemalowywanie. A oto efekt naszej pracy:







Zioła zostały przycięte i rozsadzone do "swoich" doniczek. Musiałam wszystkie przyciąć, zmniejszyć ich bryły korzeniowe, bo rozrosły się w skrzynce szaleńczo. Teraz wyglądają dość niepozornie, aklimatyzują się jeszcze na balkonie do nowych warunków,  a ja nastawiam uszu i wysłuchuję wszystkich informacji o mrozie :)


Dobrej nocki Wam życzę i pięknej jesiennej niedzieli :)
Anka



środa, 17 października 2012

Lampy

Dobry wieczór,

w poprzednim poście pisałam o tym, że dopieszczamy nasze cztery kąty, że nasze mieszkanko nie jest jeszcze w pełni urządzone. Najbardziej doskwierało mi to, że nie udało nam się kupić żadnych ładnych lamp. Żeby nie widzieć gołej żarówki w salonie został powieszony pod sufitem papierowy lampion, a lampka podłogowa była to najbardziej prosta wersja lampki z Ikea - dudero. Szukaliśmy różnych rozwiązań, ale jakoś nie udało nam się nic idealnego znaleźć. Za mała, za szeroka, za duża, za niska, zbyt ozdobna.... Tak można byłoby mnożyć, szczególnie moje, zastrzeżenia :) Wreszcie udało mi się znaleźć idealną lampę sufitową... Cudowna, nie za mała, nie za duża, z pięknego matowego szkła, wykonana bardzo prosto, ale bardzo urzekająco... Zastanawiałam się, czy uda się tylko dokupić do niej lampę podłogową...? Byłam przekonana, że to co widnieje na metce to jest albo jakiś jej symbol, albo kod potrzebny aby ją "skasować". Moje myśli o tym jak cudnie będzie wyglądała pod sufitem w naszym domu zostały przerwane przez pana sprzedawcę. Najpierw niestety rozczarował mnie tym, że projektant nie wziął pod uwagę lampy podłogowej, potem zwalił z nóg informacją, że to co jest na metce to jednak cena i że nie brakuje tam przecinka... 8760zł...
Cóż... trzeba było znowu zacząć sobie wyobrażać salon bez tej lampy...

Moje rozsądne stwierdzenie, że co się odwlecze, to nie uciecze zostało poddane próbie przez naszego kocura... Postanowił upolować ostatnią (chyba) w tym sezonie muchę, która jakimś cudem jeszcze doleciała do domu, a konkretnie do lampy podłogowej. Jego łowy skończyły się na pełnym uwielbienia dla siebie mlaskaniem po konsumpcji i kompletnie zniszczonym papierem na lampce...

Trzeba było sobie poradzić z tym tematem... Otworzyłam moją szafkę ze skarbami, czyli przeróżnymi materiałami i odgrzebałam zasłonkę od przyjaciółki. Zasłonka przeżyła już swoje chwile świetności w jej sypialni. Potem trafiła do mnie po tym jak jej koleżankę od pary - drugą zasłonkę, postanowiła upiększyć najmłodsza członkini rodziny. Uczyniła to wodoodpornym markerem w kolorze zielonym... Zasłonka nie dała się uratować. A zasłony były piękne - bawełniane z haftami na dole i z boku. I te właśnie hafty postanowiłam wykorzystać. Tak powstał zestaw dwóch abażurów. Podstawę tego pod sufit stanowi połowa papierowego lampionu, zaś stelaż dla tego do lampy podłogowej stanowią części z papierowego abażura kupionego z lampą w Ikei.
Rezultaty mojej pracy - na zdjęciach:




Jestem z nich zadowolona, dopóki nie zauroczy mnie coś w sklepie będą nam one służyć, długo i szczęśliwie :) No, może do kolejnego polowania Maćka....

Dobrej nocy, pozdrawiam
Anka



poniedziałek, 15 października 2012

Okładki na segregatory

Dobry wieczór :)

Cudny dzień się właśnie kończy... Piękna, złota jesień dziś pokazała swoje najbardziej urokliwe, ciepłe oblicze... Złaziliśmy dziś cztery nogi - dwie moje i dwie mojego synka - Kubusia :) Szkoda było nam wracać do domu, więc spacerowaliśmy, spacerowaliśmy, spacerowaliśmy... Oby pogoda raczyła nas jeszcze dłuuugo tak cudnymi chwilami.

Trochę inspirowana jesienią, ale przede wszystkim dopasowując je do ogólnej kolorystyki w domu, popełniłam dwie okładki na segregatory. Są ogólnie rzecz ujmując brązowe :)

Do naszego mieszkanka wprowadziliśmy się w lutym zeszłego roku. Umeblowaliśmy je w podstawowe sprzęty, teraz je dopieszczam. Bardzo podobają mi się zdjęcia, które widzę na Waszych blogach, z Waszych domów. Wieloma wprost się zachwycam - tymi cudnymi bielami, jasnymi kremami, podobają mi się szalenie, ale nasz dom urządzamy troszkę ciemniej. Jest w nim dużo czekoladowego brązu, beży, kremów i wiele akcentów soczystej, jasnej zieleni - szczególnie w salonie. Założeniem naszym był dom w kolorach bliskich natury. Zawsze gdy pojawia się coś nowego w domu, czy to wykonanego przeze mnie, czy kupionego, ale w kolorze brązu lub zieleni, przypomina mi się serial "Alternatywy 4", a konkretnie jedna jego scena. Pamiętacie ten fragment z Aniołem i Ewą Majewską... Ten o wieszaniu zasłon... Nie mam co prawda do siebie "anielskich" pretensji o wybór kolorów, ale scena wg mnie zasługuje na przypomnienie. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie pamiętał zamieszczam wspomniany fragment znaleziony na you tube:





Odbiegłam od tematu :) Ale dla tego serialu było warto :)

... popełniłam dwie okładki na segregatory. Są brązowe i dopasowane do dwóch rodzajów przepisów - na słodko i na słono. Pierwszy raz szyłam  filc i już wiem, że powinnam to zrobić troszkę inaczej... Chyba kupiłam za cienki filc i niestety przy każdym dotknięciu okładka rozciąga się. Powinnam pewnie kupić troszkę grubszy, albo ten cienki czymś usztywnić...? Może coś mi podpowiecie...? Poproszę :)
Mimo zastrzeżeń wynik pracy nad okładkami zostaje przeze mnie zaliczony na + :) Poniżej na zdjęciach moje okładki:






Dobrej nocki Wam życzę i zmykam do łóżka :)

Anka

wtorek, 9 października 2012

kobiecy komplecik

Dzień dobry!

Postanowiłam pochwalić się kompletem, który uszyłam dla mojej mamy. Był to prezent na jej urodziny. Chyba trafiony, bo jest używany :)

W skład kompletu wchodzi tildowa kosmetyczka - wykrój na nią znalazłam w internecie, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobię gdzie/u kogo, okładka na notatnik - tę uszyłam inspirując się cudami jakie podejrzałam u Kasi na blogu made in kasia i etui na okulary, ten metodą prób i błędów uszyłam sama :)




Pozdrawiam Was cieplutko

Anka

poniedziałek, 8 października 2012

lalki tilda

Witajcie,
jakiś czas temu pisałam, że opiszę Wam krótką, ale treściwą przygodę z lalkami tilda. Uszyłam ich kilka w bardzo krótkim czasie.
Zaczęło się od tego, że chciałam zrobić żart mojej siostrze, która jest pielęgniarką i uszyć jej lalkę - koleżankę po fachu. Kombinowałam i skończyło się na tym, że uszyłam tildę. Nie jest ona idealna, teraz uszyłabym ją i wykończyła troszkę inaczej, ale jak na kompletne początki nie było źle. Największym problemem było wręczenie lalce strzykawki, musiała ją mieć, bo moja siostra ma dar bezbolesnego pobierania krwi :) Udało się i taki jest tego rezultat:




 Kolejne lalki to już kompletne wariactwo. Znajoma mojego męża usłyszała, że popełniłam lalkę i stwierdziła, że zamawia ode mnie dwie, dla dwóch dziewczynek. Broniłam się przed tym, bo co innego zrobić lalkę dla żartów, dla siostry, a co innego usyszyć ją dla małej dziewczynki na zamówienie jej cioci...
Znajoma była nieugięta i co chwila pytała jak się mają lalki, więc rada nie rada zabrałam się za nie. Do nich przyłożyłam się zdecydowanie bardziej, bo nie chciałam kompletnego rozczarowania z jej strony i tego, że ja będę zła na siebie, że dałam za wygraną... A oto wynik mojego zmagania:





Lalki na tyle się spodobały, że została zamówiona trzecia, tym razem dla starszej dziewczynki. Powędrowała do niej taka:




Kolejnym zamówieniem była lalka wykonana dla małej Madzi, córki naszych znajomych. Miała to być również lalka spersonalizowana, ale bez dedykacji. Niestety zdjęcie wyszło mi fatalne, dopiero teraz to zobaczyłam. Lalka jest już jakiś czas zaadoptowana, więc nie mam możliwości zrobić innego.




Lalka została zaadoptowana całym sercem, tak jak tylko to potrafi 1,5 roczna dziewczynka. Ciągnie ją ze sobą wszędzie, do łóżka, do zabawy, do stołu, wszędzie. Takie wieści sprawiają mi ogromną satysfakcję i niezmierną przyjemność.

W tej chwili do dokończenia została mi jeszcze jedna lalka, dla sąsiadki 4 letniej - koleżanki mojego synka. W tym przypadku realizuję konkretne zamówienie - ma być księżniczka - wróżka w różowo-czerwonym ubraniu... Konkretnie, prawda? :)

Ach, zapomniałam jeszcze o jednej lalce - muszę przegrzebać kosz z przytulankami mojego dziecka. Wtedy kiedy robiłam te trzy lalki dla jednej osoby zamawiającej, w moim synku odezwały się niezmierne pokłady zazdrości, poczuł się strasznie pokrzywdzony, więc jego zamówienie musiałam szybko realizować - miał być kucharz z jasnymi włosami. Projekt nie został zrealizowany do końca, bo okazało się, że jednak kucharz nie musi mieć czapki, z akcesoriów kucharskich został mu tylko fartuszek. Zrobię zdjęcie temu kuchcikowi i pokażę Wam jakie kolory ubrań dobierał mój smyk dla tego "lalka".

Kto dotarł do końca posta, gratuluję :) rozpisałam się niesamowicie.

Pozdrawiam Was cieplutko

Anka

niedziela, 7 października 2012

jesienne klimaty

Witam,

znów mnie nie było przez jakiś czas. Pochłonęły mnie różne sprawy, znów okazało się, że jest mnóstwo rzeczy do uszycia, przemalowania, ulepszenia i na blog trochę zabrakło czasu.

Jestem zauroczona jesienią. Jakoś ją w tym roku bardziej odczuwam, czuję się tak jakbym miała więcej zmysłów - może to zasługa mojego synka. Ma cztery lata więc odbiera świat całym sobą, chłonie wszystko co jest wokół niego i fascynuje się również wszystkim. Zbiera liście, żołędzie, kasztany, szyszki.... Wszystko co tylko da się zebrać :) A ja przy nim chyba też trochę nabrałam dziecięcej fascynacji przyrodą, odświeżyłam to w sobie. Poniżej zamieszczam zdjęcia tego co udało nam się zebrać na jednym ze spacerów. Nie są to wszystkie skarby, bo nie daliśmy rady wpleść w wianek worków kasztanów i żołędzi, ale i tak wyszło nam cudne, kolorowe "streszczenie" jesieni.





Wianek ten zagościł w salonie, a w kuchni inny zestaw żółto - pomarańczowe zbiory z ogródka, które przydałoby się w części wykorzystać na jakieś pyszności, ale żal pokroić...




Jesień zawitała u nas w domu również na słodko - znalazłam gdzieś w swoich zapiskach przepis na muffinki z jabłkami. Okazał się on strzałem w dziesiątkę. Babeczki wyszły pyszne, takie jak lubimy - z dużą ilością owoców, nie za słodkie i cudownie pachnące.




A oto przepis na nie:

120 g mąki pełnoziarnistej,
140 g mąki przennej,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
0,5 łyżeczki sody,
szczypta soli,
1 łyżeczka cynamonu,
1 łyżeczka cukru waniliowego,
2 jajka,
85 g cukru,
125 ml oleju słonecznikowego,
125 g musu jabłkowego,
250 g kwaśnych jabłek - u mnie antonówki,
50 g rodzynek,
60 g orzechów włoskich.

1. piekarnik podgrzać do temperatury 180 st.
2. mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia, sodą, solą, cynamonem i cukrem waniliowym.
3. jajko roztrzepać, dodawać stopniowo do masy mącznej, następnie dodać cukier i olej. Dokładnie wymieszać.
4. jabłka obrać, pokroić na drobne kawałki, połączyć z musem jabłkowym. Dodać rodzynki i posiekane orzechy.
5. ostrożnie dodać masę jabłeczną do masy mącznej.
6. napełnić foremki do wysokości 2/3
7. piec ok 20-25 minut.
8. wyjąć muffinki z piekarnika i pozostawić w foremkach jeszcze ok 5 minut, po tym czasie wyjąć je i pozostawić do całkowitego wystygnięcia na kratce.

To tyle z przepisu, jeszcze od siebie dodam, że były to najdziwniejsze jak dotąd muffinki jakie piekłam. Nie było to ciasto z owocami, ale owoce obtoczone w cieście. Zanim dodałam jabłka z musem, ciasto było ciężkie i bardziej nadawałoby się do rozwałkowywania niż nakładania do foremek. Po dodaniu jabłek, stało się bardzo kremowe i dzięki olejowi apetycznie błyszczące, ale było go bardzo mało. W foremkach nie dało się go wyrównać, bo wystawały kawałki jabłek. Taki "krajobraz księżycowy" wstawiłam do piekarnika z dużą dozą niedowieżania, że cokolwiek z tego wyjdzie. Rezultat okazał się wyjątkowo smakowity :)

Muffinki są nieziemsko pachnące, mokre, ale nie są ciężkie. Może trochę za wcześnie, ale mi zapachniały dzięki nim święta Bożego Narodzenia :)

Smacznego, pozdrawiam Was gorąco
Anka