ostatnio obiecałam, że pokażę co wymodziłam z resztek, które mi zostały po uszyciu spodni z tego posta, więc się chwalę :)
Nigdy nie chodziłam w kapciach, nie lubię ich, nie wygodnie mi w nich i w ogóle... NIE! Rolę kapci pełniły skarpetki, ale od kilku dni MOJE kapcie są na MOICH stopach i jest suuuper :) Uszyłam je z wykroju, o który można się potknąć w internecie w wielu miejscach, więc nie będę wrzucać linka. Na wielu stronach jest też objaśnienie jak je wykonać. Jeżeli tak jak ja nie znosiłyście do tej pory kapci - spróbujcie uszyć je sobie same :) Może zmienicie zdanie, tak jak ja...?
Moje są wykonane z zewnątrz z materiału ze szlafroka (który dostałam jakiś czas temu i do którego całe szczęście nie udało mi się dorosnąć :)), z którego już popełniłam sowę - o tutaj ją pokazuję, a środek jest wykonany z szarej, milutkiej, ciepłej dresówki. Podeszwę zrobiłam z filcu grafitowego - 7mm. I to jest jedyna ich maleńka wada - trochę się ślizgają... Ale...
A oto moje zadowolone stopy w kapciach:
Brzeg przestebnowałam - chciałam, żeby było widać szary kolor:
i mały kobiecy akcencik :)
Kapci nie uszyłam tak po prostu, potrzebowałam ich, bo w przyszłym tygodniu wybieram się do szpitala. Będę miała usuwane żylaki. Trzymajcie kciuki, żeby lekarz nie pomylił kończyn :)
Miłej, słonecznej niedzieli życzę
Ania
Ps. zapomniałam... oprócz jednego powodu do radości, że w końcu pozbędę się tego cho....wa z nogi, mam jeszcze jedną radochę... kupiłam sobie maszynę! Singer 4423. Jeszcze jej nie popsułam, chociaż testowałam wszystko dokładnie :) Tym z Was, które pomagały mi podjąć decyzję na fb serdecznie dziękuję (a tak poza tym zapraszam na swój profil :) o tutaj :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz